"Kochana.."
Zbyt tradycyjny początek. To ma być szczere, a nie oficjalne.
" Jak byłam mała zawsze chciałam być dorosłą kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy, że jej to tak trudna sztuka. Bycie dorosłym. Jak to mądrze brzmi. Ta dorosłość zaskoczyła mnie wtedy, kiedy odeszłaś z tego świata. Trudno mi z tym żyć, normalnie funkcjonować. Tak właściwie to chciałam ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Może pewnego dnia spotkamy się tam, gdzie teraz jesteś ty. Bardzo za tobą tęsknię, brakuje mi twojego codziennego dzień dobry, twojego ciepłego uśmiechu, twoich żartów. Byłas dla mnie jak mama. Czuję twoją obecność, co dodaje mi siły. Zawsze będę cię kochać."
To był najszczerszy list jakikolwiek w życiu napisałam, pomijając to, że jedyny. Nigdy nie wylewałam tylu myśli na papier. Rozdział w życiu, który powinnam dzisiejszej nocy powoli zamykać nie chce drgnąć. Delikatny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Wyobraziłam sobie, jak babcia tu jest i czyta moje beznajdziejne wypociny. Pewnie pomyślała sobie, że to jednak jest idiotyczny pomysł z tym spaleniem listów do zmarłych. Mimo to co postanowiłam, to zrobię.
Wzięłam jeansową kurtkę, założyłam trampki do dzisiejszej sukienki i wyszłam z domu, mocno zaciskając w dłoni kawałek papieru i zapalcznikę. Z reguły nigdy nie nadużywałam papierosów. Teraz znalazły się w mojej kurtce. Po śmierci babci zaczęłam popalać raz na jakiś czas. Na początku dusiłam się nimi, ale z czasem uzależniłam się. Jak miałam 15 lat to po raz pierwszy zapaliłam w życiu papierosa. To było pod nieobecnośc babci. Wtedy pierwszy raz zakochałam się. Na moje nieszczęście był to miejscowy chuligan. Chłopak przystojny, ale nadużywał narkotyków, papierosów i alkoholu. Wysoki, brunet, o pięknych niebieskich oczach. Miłość, której niejedna osoba mogłaby pozazdrościć a inni równie dobrze ocenić jako patologię. To on mi dał papierosa pierwszego. Pamiętam, jak bardzo się bałam. Nie umiałam odpalić nawet zapalniczki.
Moi przyjaciele już na mnie czekali na plaży. Każdy miał jakiś zwitek papieru.
- Na początku myślę, że warto zacząć od ciebie. - powiedziała Katherine spoglądając na mnie. Stanęłam nad brzegiem morza. Rozwinęłam kartkę. Po policzku spłynęła mi łza.
- Babciu, kocham cię - zapaliłam zapalniczkę. Nie minęła chwila, a kartkę pochłonął płomień. Spalała się wolno, a ja zalewałam się łzami. Każdy wiedział, jak dla mnie jest to ważne. Popiół uniósł się na wietrze, chwilę potańczył i odleciał w stronę morza. Kolejną osobą, która miała spalić swój list to Michel.
- Dziękuję ci wujku za nauki, które mi ofiarowałeś.
Katherine: - Tęsknię za tobą braciszku.
Kath straciła brata w wypadku samochodowym 2 lata temu. To była ogromna tragedia, bo on zastępował jej ojca, którego straciła kiedy była małą dziewczynką. Wszystko w życiu może się zdarzyć, niektórych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć.
Monica: - Za wszystkich moich zmarłych bliskich.
Jessy: - Dziękuję ci dziadku.
Jessy był chłopakiem, który jest podobnie jak ja przywiązany do swoich dziadków. Bardzo ich kocha, jednak dziadek Jessiego zmarł pół roku temu na zawał serca. Cud, że przeżył poprzednie dwa.
Siedzieliśmy później na plaży i rozmawialiśmy wracając do wspomnień związanych z osobami, które straciliśmy. Nie wiem, ile czasu minęło odkąd tu przyszliśmy, ale wydawało mi się, że jest już północ, bo wiatr przybrał na sile, a ja doznałam szoku, bo na plaży oprócz nas ktoś siedział w oddali. Północ to granica między wczoraj a dziś a może nic nie znacząca godzina. Noc to magiczna pora. Tajemnicza tak jak ta osoba siedząca niepodal. Pozostałe osoby tego nie widziały, jednak ja postanowiłam to sprawdzić. Jako, że byłam jedyną osoba w grupie, która niczego się nie bała. Coś mnie ciągnęło w tamtą stronę. Chęć poznania kogoś nowego albo adrenalina. Przeszłam kilkadziesiąt metrów wzdłuż brzegu morza. Na plaży siedział skulony młodzieniec. Nie widziałam jego twarzy, bo był zakapturzony a głowe trzymał pochyloną między nogami. Kolor skóry miał podobny do mnie, opalony, na moje oko koło 180 centymetrów wzrostu.
- Przepraszam, czy nic się nie stało? - zapytałam. Tylko to byłam w stanie z siebie wydusić, gdyż zorientowałam się, że moi przyjaciele znikli z plaży. Być może uciekli, przerażeni tym, że poszłam sama. Dziwne.
- Nie. - odburknął. Był niegrzeczny. Ton głosu nakazywał mi odejść. - Czego chcesz?
- Nie wiem. - To prawda. Nie wiedziałam, co chcę.
- To idź sobie stąd. - uniósł głowę. Jego oczy były przepełnione smutkiem. Ciemne. Jak noc. Jednak błyszczały od łez. Płakał.
- Nie. Potowarzyszę ci.- Usiadłam koło niego. - Często tu przychodzę kiedy jest mi smutno.
- Powiedziałem, że nic mi nie jest. - jego głos był dosyć ostry.
- Trudno mi w to uwierzyć.
- Czy ty musisz się tak narzucać? - po tych słowach zrobiło mi się odrobinę przykro. Nie chciałam go w żadnym przypadku obrazić.
- Jest już późno a ty tu sam siedzisz. - chciałam podtrzymać rozmowę, jednak chłopak ewidentnie chciał mnie odstraszyć.
- Ty również. Co tu robisz Tereso?
On znał moje imię. Na chwilę zapanowała cisza. Słyszłam tylko nierównomierne bicie swojego serca, zdecydowanie przyspieszone. Zamknęłam oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, ale po chwili zorientowałam się, że i on zniknął. Nie wystraszyłam się, lecz zastanowił mnie fakt, dlaczego nie usłyszałam szelestu piasku, czy jakiegokolwiek ruchu.
Havier?Ta myśl przeszła mi przez głowę. Niedorzeczne, ale innego wyjaśnienia nie było w tej chwili. Przecież to tylko legendy, opowieści babci. Wymyślone. Ale teraz nic innego nie wyjaśniało zaistniałej sytuacji. W głowie przez dłuższą chwilę odtwarzały mi się automatycznie jego słowa : Co tu robisz Tereso? Wszędzie ciemność. Moje oczy niczego nie dostrzegały w promieniu kilku metrów, bo tak była ograniczona widoczność. Miałam nadzieję, że to wszystko to urojenie. Wolałabym być chora psychicznie, niż stać tu sama i zastanawiać się, co jest prawdą a co złudzeniem.Dlaczego ten chłopak zniknął?
Nazajutrz wstałam późnym popołudniem. Usnęłam nad ranem. Cały czas próbowałam rozwikłać tę zagadkę. Na telefonie miałam kilka nieodebranych połączeń, przeważnie od Katherine i Jessiego. Reszta milczała. Wybrałam numer do przyjaciółki, który znałam na pamięć.
- Teresa, martwiłam się! - wykrzyczała w słuchawkę Kath. - Co się z tobą działo? Zniknęłaś z plaży i nie mogliśmy cię znaleźć.
- Poszłam porozmawiać z tym chłopakiem, a wy uciekliście. - wyjśniłam.
- Nie, my cały czas byliśmy w jednym miejscu. Czekaliśmy na ciebie godzinę, a potem zrozpoczęły się poszukiwania.
To wszystko stawało się coraz bardziej zawikłane. Nie wiedziałam już, co jest prawdziwe a co nie.
- Porozmawiamy później. - rozłączyłam się.
Havier. Czy to rzeczywiście mógł być on? Znam wszystkich z Los Sunnest, jednak jego widziałam po raz pierwszy. Dlaczego był tak nieuprzejmy i szorstki? Przewróciłam oczami. Idiotka ze mnie. Myślę nad osobą, która nie istnieje i była dla mnie niemiła. Paranoja.
Woow akcja jest coraz lepsza, nic tylko czekać na dalsze rodziały *_*
OdpowiedzUsuń