środa, 28 grudnia 2016

Rozdział 5

Dziś będzie inaczej. Powtarzałam sobie to codziennie odkąd po ostatnim spotkaniu zmieniłam tymczasowo swoje miejsce zamieszkania.
- Zapewne masz na imię Teresa. Przedstaw się grupie.
Siedziałam otoczona kilkoma osobami w małym pomieszczeniu. Na przeciwko mnie był chłopak, który bez przerwy dotykał swoje zęby. Obok mnie była dziewczyna, która rozmawiała sama ze sobą. Ja natomiast widziałam duchy. Tak, właśnie siedzę w sali, która mieściła się w szpitalu psychiatrycznym. Sama się zgłosiłam. Nie mogło być prawdą, żebym widziała Haviera. To wszystko jest urojone. Zakochana w duchu? Idiotka.
- Cześć. Mam na imię Teresa. Widzę duchy. Jestem zakochana w jednym z nich. - wyjąkałam bez zastanowienia. Mówiłam to po raz 30. Tak, miesiąc już jestem na leczeniu psychiatrycznym. I jest mi dobrze. Nie widuję zjaw, zmarłych a tym bardziej żadnego ducha światłości.
- Jesteśmy tu, żeby ci pomóc. Opowiesz nam swoją historię? Chętnie cię wysłuchamy. - odpowiedziała terapeutka.
Kolejny raz opowiedziałam jak to feralnego dnia spotkałam na plaży Haviera. To brzmiało niedorzecznie. Tak, właśnie to jest wyjaśnienie - wymyśliłam sobie to wszystko. Żadna miłość. Żaden prawdziwy dotyk.
- Brawo za odwagę. Jesteś tutaj to znaczy, że jesteś bliska wyleczenia.
Tak, tym bardziej kiedy patrzę na te wszystkie osoby żyjące w swoim świecie ja chyba jestem najbliżej powrotu do zdrowia. 
"Świruska, której się pogorszyło po śmierci bliskiej osoby" - tak powinna brzmieć diagnoza, jednak jeżeli mam precyzyjnie się wyrazić to wygląda ona następująco: "Pacjentka chora na schizofrenie". Stan faktyczny? Leczenie prawie zakończone. 31 dni leczenia i wypis do domu. W szpitalu wpoili mi dwa fakty: raz, jestem psychicznie chora oraz dwa, nie ma żadnego, powtarzam żadnego Haviera. Wszyscy lekarze mnie polubili. Czas spędzony tutaj na lekach typu "głupi jaś" nie był czasem zmarnowanym. Każdego dnia dostawałam nowe zadanie, stawiano poprzeczkę wyżej i wyżej.
Ostatniej nocy miałam problemy ze snem. Rozstawałam się z miejscem, gdzie pomagano mi wrócić do rzeczywistości. Jednak kiedy nadszedł sen, przeklinałam go ponad wszystko. Havier. Opis całego snu. Przyglądał mi się z daleka. Między nami była bariera nie do pokonania. Była noc, ja spowita ciemnymi hmurami, całkiem naga. On niczym bóg, w świetlistej aurze.
Lekarze, wszędzie lekarze. Obudziłam się w innej sali niż do tej pory przebywałam. Nie mogłam poruszać rękami, nogami. Z trudem otworzyłam oczy. Kaftan, biały. Sala, biała. Pierwszy raz mnie tutaj przyprowadzono. Właściwie leżałam. Pomimo tego, że byłam ubrana w komiczny kaftan, byłam przypięta pasami do łóżka. W oddali słyszałam tylko głosy lekarzy.
- Dostała atak.
- Krzyczała. Jej oczy były czerwone.
- Panie doktorze budzi się.
Poczułam ukłucie. Zapadłam w głęboki sen .
Kolejny miesiąc w tym więzieniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz